Autor |
Wiadomość |
<
SZEPTANINA
~
Nasze problemy i psycho.
|
|
Wysłany:
Sob 14:47, 18 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 07 Sie 2010
Posty: 84
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Toyland
|
|
Violanta tzn. ja wiem swoje ale jak to odebrałas to nie wiem;)
Ostatnio zmieniony przez wtf dnia Sob 14:51, 18 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 21:06, 18 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 31 Sty 2010
Posty: 1093
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Bydgoszcz
|
|
Mimo że dookoła mnie jest cała masa ludzi, czuję się sama.
Czasami odnoszę wrażenie, że dla innych jestem niewidzialna, jednak gdy sytuacja trochę się ustabilizuję, wszystko wraca do normy.
Tak samo jest w domu: moich rodziców interesują tylko moje oceny, a to, co czuję, ich nie obchodzi. Dla nich istnieje jako osoba to realizowania ich ambicji. Mają gdzieś czym się interesuję, porozmawiać z nimi o problemach też nie ma jak; liczą się tylko oceny. Gdy mi coś nie idzie, słyszę tylko narzekanie i zdania w stylu "Ty się w ogóle nie uczysz! Nie dziw się, że tak źle ci poszło!" albo "Nie trzeba było tyle czasu siedzieć przed komputerem!". Wkurza mnie to do tego stopnia, że mam ochotę wykrzyczeć coś, czego nie powinnam. Nie umiem z nimi rozmawiać, bo rozmowa momentalnie przechodzi w kłótnie. Nie usłyszałam nigdy od nich żadnej pochwały. Są chwilę, najczęściej wieczorem, gdy jestem sama płaczę. Chciałabym, żeby byli inni, żeby choć odrobinę zainteresowali się moim życiem. Zazdroszczę koleżankom, gdy widzę że ze swoimi rodzicami mają dobry kontakt, wspólne zainteresowania.
Dosyć często mam chwilę załamania, utratę pewności siebie, gdy myślę że nie po co się starać, skoro i tak z nic z tego nie wyjdzie.
Zbyt szybko tracę panowanie nad sobą. Byle błahostka potrafi mnie wkurzyć. Nie potrafię tego powstrzymać, to jest silniejsze ode mnie. Zamiast dać sobie chwilę na uspokojenie się, podnoszę głos, robię się niemiła, drę się na zupełnie niewinną osobę.
Chyba nikt nie obraża się z taką szybkością jak ja. Mam to od dzieciństwa.
Tak samo jest z wrażeniem, że jestem non-stop obserwowana. Omamy; pamiętam, że kiedyś jak byłam jeszcze mała to stałam na klatce schodowej w moim domu i ktoś mnie wołał. Ale w domy nikogo nie było. Taka paranoja.
Mam dziwne sny, które nie wiem czy są snami czy też dzieją się naprawdę. Nie lubię tego.
Jestem zbyt skomplikowana i podatna na różnego rodzaju paranormalne rzeczy. Potrafię sobie coś wmówić, i co gorsza, zacząć w to wierzyć.
Moja wyobraźnia od zawsze podsuwała mi dziwne obrazy.
Jednak najbardziej przerażają mnie chwilę, gdy doznaję czegoś w rodzaju 'otrzeźwienia'. Wykonuję jakąś tam czynność, i w pewnej chwili uświadamiam sobie że żyję. Nie wiem czy zrozumiecie o co mi chodzi;może brzmi to głupio.
Czasami czuję, że powinnam zaczerpnąć pomocy, bo nie jestem normalna.
Ostatnio zmieniony przez humanbazooka dnia Sob 21:07, 18 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Sob 21:29, 18 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 11 Paź 2010
Posty: 687
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Ruda Śląska
|
|
Mam i czuje dokładnie to samo co napisałaś human.
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Nie 1:15, 19 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 20 Wrz 2007
Posty: 3885
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Bloomsbury
|
|
humanbazooka napisał: |
Czasami odnoszę wrażenie, że dla innych jestem niewidzialna, jednak gdy sytuacja trochę się ustabilizuję, wszystko wraca do normy. |
Ja za to zazwyczaj jestem bardzo widzialna, ale bardzo nie chcę być, schować się gdzieś. Często mam takie schizy, że wydaje mi się, że wszyscy się na mnie gapią, ale nie w taki fajny sposób, tylko w taki, wiecie, oceniają i tak dalej. To być może wynika z ego - w ogóle taka myśl, że ludzie mnie zauważają, jakby nie mieli lepszych rzeczy do roboty. Ale tak już mam.
Co do autodestrukcji, no to wiadomo, standard od zarania dziejów. Kiedyś było to bardziej harde, jakieś wbijanie szpilek w ciało aż po łebki i tak dalej, ale teraz to już bardzo, bardzo rzadko.
Wydaje mi się to wszystko już takie pospolite i sprane, że nawet nie podnosi mnie na duchu. To jest chyba jeszcze gorsze, że nic nie rusza, nie porusza, I think I'm dumb.
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 16:22, 20 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 2046
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Koszalin / Poznan
|
|
Niektórzy tutaj pisza, że nie nie, psycholog nie, nikomu nie powiem swoich problemów itd. A przecież pisząc to opisujecie chcąc nie chcąc swój problem, tak jak np. zrobiła to Rare Cure.
Bez żadnej pieprzonej obrazy, po prostu tak odbieram.
Bo przecież wiecie jak często bywa, że chce się wykrzyczeć coś swiatu, a jednak zaprzeczacie. A trzeba oczyszczenia. Może niekoniecznie krzykiem.
Nie lubię psychologów, bo myślą, że są mądrzejsi, bo mają g*wniane ciepełko w głosie i wszystko rozumieją. Ale oni dużo wiedzą z tych książek, na prawdę. Ja teraz chcę już przestać chodzić do takiej jednej, ale dużo mi to dało, co mówiła. Psycholog to nie jest pocieszacz jak dla mnie. Ja po prostu rozmawiałam z nią o psychologii. To nie polega na tym, że jesteś smutny, nie masz z kim pogadać to idziesz do psychologa, a on mówi Ci jak postępować z ludźmi.
No, chyba, że są tacy.
Ja chodząc do tej babki zrozumiałam kilka rzeczy. Że jej nie obchodzą tak na prawdę moje problemy, że oni wszyscy odwalają robotę, a jeśli nawet i z powołaniem to i tak nic nie wskórają. Psycholog tak na prawdę jest dla debili, którzy nie potrafią sobie poradzić z otaczającymi głównie ludźmi. Pomocną dłoń może wystawić tylko psychiatra. Psycholog tak na prawdę nic nie rozumie. Psychiatra może ci tylko pomóc, gdy jest na prawdę źle. Może on dać Ci leki, w jakiś sposób zapobiec samobójstwu. Psycholog jest słaby w takich sprawach wg mnie. Nie znalazłam jeszcze dobrej psycho. Psychiatra może wystawić diagnozę itd. No, same wiecie.
Ja byłam raz u psychiatry, niedawno.
Psycholog - już z 2 miesiące nie byłam. Nie chce mi się jakoś i czasu nie mam.
Zresztą wkuwia mnie też coś takiego, że jest moda na depresje, na psychologa, na doła, na żyletę, na psychiatrę.
To, że chodzisz do psychiatry nie oznacza, że jesteś czubkiem, a wszyscy dookoła tak myślę - to następne, co mnie wkurwia w tych psycho-sprawach.
Widzicie, ja mam tą przewagę, że do psychologów i psychiatrów wysyłam sie sama. I dlatego lepiej się z tym czuję, niż gdyby ktoś mnie wysłał.
Nie z każdym człowiekiem można pogadać o takich sprawach. A psycholog to fajna studnia.
Jak na razie to o swoich 'słabościach', które są też błogosławieństwem wolę pogadać z psycholog.
Jak na razie to z rówieśnikami nie gadam o czymś takim, bo będę dla nich dziwna. Chociaż, spójrzmy na to inaczej... to kuszące irytować kogoś swoją psychą... tak, kiedyś to ciągle robiłam...
Ale chyba ostatnio jestem zbyt dumna.
Ogólnie to mam problem też z tym, że jestem narcyzem [ nie, nie tym chorym, psychicznym. Takim normalny, takim, który ceni siebie ].
Hm, hm. Mam gorączkę teraz i nadal jestem chora w domu. Ale na święta chyba przejdzie. Choliba, jak piszę nienormalnie to sorry, ale ten temat jest psycho, soł...
Ja np. nie mam autodestrukcji mi się wydaje. Wolę eksperymentować na otoczeniu i swoim środowisku, planach itd. Niby to też na sobie, ale nigdy bym nie chciała sie skrzywdzić. A może i jestem autodestrukcyjna - lubię pić, aby mocno szumiało. Lubię mocno żyć.
Nigdy bym nie popełniła samobójstwa, trochę tego nie rozumiem. Rozumiem chęć niebycia w danym momencie, nieistnienia, ale... trzeba zyć.
Mam depresję w ten sposób, że mnie zżera stres, nie mam celów, perspektyw, boję się, co będzie dalej. Bo nie wiem. Dziura.
Niby mam w głowie plany i staram się je realizować. No, ale jak to w zyciu. Trochę się ostatnio nie udało.
I ogólnie dowiedziałam się niezwykłych rzeczy o moim ojcu.
Ach, no i o byłym, którego I loved jeszcze niedawno.
Bolało, a nie płakałam. Nie pamiętam jak się płacze. Ponad trzy lata nie płakałam chyba, na prawdę tego nie pamiętam. Taka jakaś zimna jestem. Odpowiadam tym samym tonem na wszystko. Nie zakochuję się.
I manipuluję. Ciągle chłód i chłód. Niby rozsądek- pomyślą inni.
Dostałam w ubiegłym roku świadectwo z wyróżnieniem od wychowawcy, ze niby dojrzała jestem jak na swój wiek i książkę dostałam.
Po czym podziekowałam i oznajmiłam z ironią i dzikością klasie, ze mam schizofrenię. Ale to było dojrzałe!
Biedny wychowawca, ale przeprosiłam go potem.
***
Myślę, że nie ja jedyna.
Tysiące jak ja.
Tylko, że ja mam w sobie ogień, na prawdę. A ciąglę się czaję i to jest przykre. Jestem zbyt mroczna jak na mnie. Ja zawsze jestem mroczna, ale teraz zachowuję się jak jakiś węszący wampir, który nie pił krwi przez 500 lat.
Te porównania podnoszą moją samoocenę, nie przejmujcie się.
Kończąć początkiem - ja muszę to wyrzygać i mam gdzieś, ze będzie to dziecinne, czy szalone. Tak mam.
Chciałoby się rzec - ja im pokażę...
Tylko na razie przeżywam pewne sprawy, głęboko.
Babydoll - rozumiem bardzo to, że nic Cię nie rusza. To jest chyba na razie najgorsze. Chciałabym chociaż, aby jakieś dzieło sztuki mnie ruszyło. Bo ludzie to wiadomo, że nie zdołają.
Human - oczywiście, że znam i rozumiem.
Ale co z tego. Mogę rozumieć wszystko i wy zrozumiecie mnie na pewno w jakimś stopniu, ale trzeba się ruszyć.
Ja muszę coś z tym zrobić, choć wiem, że tego się nie pozbędę.
Znowu mam nawiedzenia. A wrócę do szkoły i znowu zwiędnę.
Nie.
Muszę jakieś psotanowienia noworoczne.
Muszę przeobrazić to w coś, co pasuje do mnie.
Zatraciłam siebie, bo chciałam być dobrą córką i siostrą. Ale mój roczny brat i tak mnie lubi.
A rodzice mnie nie doceniają. No dobra,mama. Bo ojciec to docenia mnie w więzieniu po zabójstwie. Pięknie mnie docenia, tak bardzo, że obiecał coś rok temu i tego nie zrobił. A teraz za poźno, bo za kratką.
I powiedział, że jest śmiertelnie chory - to takie głupie.
Uwierzę, ze ma coś z wątrobą. Wiadomo dlaczego, alko.
A on powiedział, że umrze, hahaha - a potem się dowiaduję, że to taki zart, bym go żałowała.
I chcą teraz ode mnie pomocy, cała tamta pieprzona strona, która ma mnie w d... od zahuja dziejowa.
Wrrrrrau.
^
widzicie mi bardzo pomaga takie użalanie się nad sobą - bo jak inaczej to nazwiesz? nic. tylko użalanie się. nie jestem na tyle twarda, by milczeć, choć robię to co dzień dla bliskich. myślą, żem harda dziewucha. taaa.
a ja jestem taka słaba, że mam siłę by udawać normalną, a po bokach rzygać i mierzyć i kłuć.
Lubię Was, za to, że nie jesteście standardowe, dzięki za litery, lubię takie coś czytać.
Pozdrawiam. Chora.
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 17:05, 20 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 20 Wrz 2007
Posty: 3885
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Bloomsbury
|
|
Ja też Cię lubię, Viola ;*
Zbudujmy sobie dom i zamieszkajmy w nim razem, co?
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 18:23, 20 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 2046
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Koszalin / Poznan
|
|
Nie, bo będzie musiał być bez klamek.
Ale ja na poważnie z tym lubieniem, bez ajroniaku ni trochę, choć nie wiem, czy to w moim przypadzie możliwe.
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 18:30, 20 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 20 Wrz 2007
Posty: 3885
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Bloomsbury
|
|
Ech... Jak to jest, że w realu bardzo rzadko spotyka się ludzi, z którymi można porozmawiać... Tutaj mogę napisać ładnego i składnego posta, a w rzeczywistości jakoś to nie wychodzi.
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 19:46, 20 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 2046
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Koszalin / Poznan
|
|
Mi to nie wychodzi ani tu ani tam.
Może czasem w obrazie.
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 19:57, 20 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 16 Lip 2009
Posty: 904
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: cbgb
|
|
brawo Violanta. nie ma co odpisywać na tego posta, pisać i porównywać jak to jest u mnie. każdy ma swój problem, każdy ma jakąś wewnętrzną nienawiść, pragnienie, tęsknote, każdy jest indywidualnością. to jest piękne i to pokazałaś.
a są depresje, są doły, ale na tym się nie kończy.
i masz rację co do psychologów. ja lubię swoją, bo mogę się właśnie poużalać nad sobą, ona każe mi się zagłębiać w moje myśli, rozkładać je na czynniki pierwsze, aż dochodzę do ich istoty. ona mi tylko pomaga to odkryć i fajnie jest, jak na koniec rozmowy śmiejemy się i cieszymy, że do czegoś razem doszłyśmy.
kiedyś myślałam, że psycholog jest właśnie od tego, żeby powiedział jak zachowac się w tej i w tej sytuacji, jak z tym a z tym postąpić i co powiedzieć. ale to było dziecinne myślenie, trochę desperackie i niedojrzałe.
sama wybieram się na psychologię, chociaż nie jestem tego do końca pewna. ale idę po pierwsze z racji zainteresowań a nie ze względu na zawód. to się jeszcze zobaczy,
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 20:35, 20 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 11 Paź 2010
Posty: 687
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Ruda Śląska
|
|
No tak chciałam dopisać, że przecież forum to nie to samo co psycholog. ja nie lubię rozmawiać z ludźmi wprost. Nie przyjmuje do wiadomości tego, że kogoś obchodzi to co ja czuje a wyżalanie się na tego typu forach jest dobre. Piszesz co czujesz wiedząc, że ktoś wesprze Cie i powie, że ma podobnie. To bardzo pomaga.
Dobry psycholog przyjmuje dziennie kilkoro pacjentów i nie sądze, że przejmuje się ich gadaniem. Po prostu diagnozuje każdego z nich i według książki wybiera najlepsze leczenie.
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 20:51, 20 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 2046
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Koszalin / Poznan
|
|
No nie, forum to forum
No pewnie, bo to psycholog. To nie on ma się cieszyć tobą, a ty nim i wyciskać z niego co najlepsze.
A ja właśnie potrzebuję czasem pokazać otoczeniu, co czuję. Próbowałam to zmienić - próbowałam się zmienić, ale to nie ja.
Tak już chyba mam. Ale bliscy i tak bardzo mało o mnie wiedzą.
Czasem lubię powiedzieć lafiryndzie w szkole, że te pająki w mojej głowie to snują niezłe pajęczyny. Czasem nawet różowe.
edit: ale pragnę zaznaczyć, ze niektóre dziewczęta miały ze mną kontakt realny. Ba, nawet fizyczny - przepraszam, że się tak pchałam, to przez te parasolki! ...
edit 2 : mam ochotę pokazać światu, co czuję piosenką, ale takowych pisać nie umiem...
Ostatnio zmieniony przez blackoleander dnia Pon 20:54, 20 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 21:45, 20 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 11 Paź 2010
Posty: 687
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Ruda Śląska
|
|
Właśnie ja mam tak, że nie pokazuje nikomu jaka jestem. Nie pokazuje swoich uczuć. Mogę być wściekła na cały świat ale po szkole będę chodzić z wiecznie uśmiechniętym ryłem, żeby nikt nie spytał co mi jest bo wybuchne.
Pisze piosenki, dużo piosenek. i mam wieczne schizy.
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 22:17, 20 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 05 Cze 2009
Posty: 2046
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Koszalin / Poznan
|
|
Teraz też tak mam, ale w większości nie. Np. latem nie, albo jak mam okres.
Wybuchaj częściej, oczyszczaj się, choliba, noo.
|
|
|
|
|
|
Wysłany:
Pon 22:34, 20 Gru 2010
|
|
|
Dołączył: 14 Sie 2008
Posty: 2198
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Toruń
|
|
Dobra, jak tu nie pisać, słowa same cisną się na usta, co w sumie dziwi mnie bardzo, bo ostatnio rzadko piszę cokolwiek, piszę o wiele, wiele mniej niż kiedyś... Nie wiem nawet kiedy było to kiedy. Mogę teraz pisać trochę bzdur. Muszę się wczuć, przyzwyczaić, muszę trochę rozpędzić się w tym pisaniu, żeby jak zawsze to moje pisanie miało coś z pisania automatycznego surrealistów, ekhm, ale żeby w przeciwieństwie do niego miało sens.
Włączyłam sobie płytkę White Lies, kojarzy mi się z wszystkimi takimi wielkimi i małymi emocjami, które są w tym wątku.
Przede wszystkim nie zgodzę się z tym, co chyba zrobiła już Violanta - z postrzeganiem rozmowy z psychologiem jako obnażania swoich słabości. I tylko. Bo to oczywiście jest pokazywanie swoich słabości - po to idzie się do psychologa, aby mu je ukazać i żeby on w nich pomógł - ale nie tylko. Do psychologa powinno chodzić się tylko i wyłącznie ze względu na własny interes, na SIEBIE, w dalszej kolejności ze względu na innych i dla innych - tych, z którymi relacje musisz poprawić, żeby być szcześliwym. Bo szczęście to ludzie. Ludzie to życie. Życie to inni ludzie. Itd. Ale to już inny wątek, do którego - mam nadzieję - wrócę.
Po drugie. Stracę może teraz na swojej wiarygodności, ale powyższe - szczerze Wam mówię - powiedziała osoba, która u psychologa nigdy nie była. Nigdy nie była. Miała może psychologów po drodze, w osobach przyjaciółek, ale z takimi "psychologami" kontaktu już nie utrzymuje. To znaczy ja. Zdecydowanie za często łapię się na pisaniu o sobie w trzeciej osobie, zawsze myślę wtedy - schizofrenia? I zawsze odganiam taką myśl. Wracając - nigdy nie byłam u psychologa. Pomocy, dawno dawno temu, szukałam u pedagogów, na pewno w podstawówce i może raz, dwa razy w gimnazjum. I to było moje pierwsze szukanie pomocy, schronienia przed innymi ludźmi, sama może tam nie szłam, raczej ktoś mnie tam kierował, ale to było ważne z tego względu, że jest dowodem na to, że już wtedy byłam zbyt krucha i wrażliwa na słowa i czyny innych, na błahostki, które potrafiły mnie ranić.
I nadal jeszcze nie przeszłam do sedna sprawy. Nie będąc nigdy u psychologa, byłam całkiem niedawno u psychiatry (w szpitalu, czyli nie prywatnie). Czekałam na przyjęcie długo w istnej galerii postaci, każdą jedną osobę obadałam i próbowałam wymyśleć sobie cel ich wizyty... Czułam się nawet trochę głupio, zaczęłam wątpić w moją zasadność bycia tam, czekania na wizytę u PSYCHIATRY przecież, że to przesada, co ja robię i w ogóle... Pokłóciłam się też wtedy z jakąś babką, która choć przyszła ostatnia, usilnie chciała wejść przede mną, bo dzieci, obiad i w ogóle. Wpuściłam ją. Weszłam ostatnia po jakiś 3h czekania. Przywitała mnie młoda, ciemnowłosa kobieta, popatrzyła na mnie dziwnie i z POBŁAŻLIWYM uśmiechem, jakbym była właśnie tą modelką na wybiegu mody na depresję, na stres, na pomoc psycho-. I bardzo pomyliła się w ocenie mojej osoby, może i jestem ładna, zgrabna, może nie mam żadnych powodów, żeby ją odwiedzać... Pomyliła się bardzo, myślę, że zrozumiała to z całą mocą, jak z płaczem zaczęłam jej opowiadać pokrótce co mnie zmotywowało do tego, by tu przyjść, co spotkało mnie w dzieciństwie, jakie miałam relacje z rodziną, zwłaszcza jaki jest mój tata, jakie relacje z rówieśnikami, zerwane przyjaźnie, kontakty itp... Ale nie mogłam tak długo beczeć, bo chyba nawet więcej u niej napłakałam niż powiedziałam, jej i mój czas kończył się. CO WAŻNIEJSZE, wnioski są proste - gabinet psychiatryczny to nie miejsce na takie opowieści. Psychiatra to nie człowiek, który pomoże Ci w Twoich problemach wyniesionych z DZIECIŃSTWA, Z PRZESZŁOŚCI. Psychiatra to nie człowiek, który zerwie z Ciebie ten okropny, czarny płaszcz, który skrywa Cię przed innymi, nawet samego Ciebie przed Tobą samym skrywa. Nie znasz siebie, nie wiesz czego chcesz, nie wiesz nawet co kochasz.
[Psychiatra leczy farmakologicznie, daje leki na silne objawy i stany, ale związane bardziej z fizyką ciała, niż z psychiką...]
Kolejna kwestia. Chaos, wiem. Nie pamiętam czy ja czy ta psychiatra powiedziała to magiczne słowo, które czas najwyższy powiedzieć, a które nie padło jeszcze w tym wątku, a które z całej sympatii i z całych sił jakie w sobie mam (BO MAM JE), chcę wypromować, ukazać - PSYCHOTERAPIA.
Pani powinna poddać się psychoterapii... "BO WIDZĘ, ŻE TO JEST JAKAŚ DŁUŻSZA HISTORIA."
Pamiętam to jak dziś. ` JAKAŚ DŁUŻSZA HISTORIA. W istocie.
Już wtedy i dużo wcześniej wiedziałam to i byłam pewna, że muszę się poddać, tłumacząc (choć brzmi to nieco romantycznie i groteskowo), terapii swojej duszy.
Dusza ważniejsza jest niż ciało, to wiadomo.
O duszę trzeba dbać...
I teraz już zupełnie nie wiem jak pisać, jak ujmować w słowa oczywistości, które cisną mi się teraz na język -
bo chcę wykorzystać drzemiący w sobie potencjał
chcę umieć dążyć do realizacji celów i marzeń
chcę przejść przez ten okres słabości (Burll) z podniesionym czołem i niczego nie żałować, bo chcę wykorzystać twórczo swoje cierpienia
chcę czerpać ze swojej wrażliwości wszystko to, co dobre
chcę dobrze oceniać ludzi i ich intencje, chcę dać się poznać ludziom, CHCĘ POZNAĆ LUDZI
chcę wieść normalne, szczęśliwe życie
[robi się z tego trochę ckliwy Trainspotting]
wybierz życie, wybierz szczęście, wybierz marzenia, wybierz rozwój, wybierz miłość, wybierz uśmiech, spełnij się
Przerywając nastrój ... z żadnych pieprzonych książek o samorozwoju, samorealizacji nie dowiesz się jak pokonać ZŁEGO, który tkwi w Tobie jak demon z przeszłości, jak potwór z dzieciństwa, a tego ZŁEGO, tego demona trzeba przepędzić z siebie, no chyba że życie chcesz spędzić nic nie warte, nieznaczące, lekkie i złudne w swojej prostocie, złudne w swojej "kochanej" samotności, po prostu złudnie szczęśliwe i spokojne.
Trzeba zmierzyć się ze słabościami, które w Tobie są i stawić im czoła... Trzeba wykrzesać z siebie szczęście, które jest w każdym, i potencjał, i wykorzystać każdy talent.
Nie jestem zadowolona z tego jak ujęłam to wszystko, bo to ech, to nawet nie jest WSZYSTKO... Nie sądzę, by w ogóle udało się to ująć w słowach. Chciałam przede wszystkim pokazać jak ważne są te złe nawyki i przyzwyczajenia wyniesione z przeszłości, a przecież CZŁOWIEK JEST PRZESZŁOŚCIĄ, jak szkodzą, jak hamują rozwój, że osobowość, dusza może uwolnić się z tego i powinna spróbować.
Ech.
Jeszcze jedno ważne pojęcie - poczucie własnej wartości. Od niego wszystko się zaczyna. Jeśli je masz - nie wątpisz w swoje działania, podejmujesz wyzwania, po prostu nie wątpisz w siebie...
Jeśli czujecie, że macie zaniżone (ja mam ogromnie), to powinnyście coś z tym zrobić. Przede wszystkim TO NIE WASZA WINA, jeśli macie niskie, to jest WINA tych, w których otoczeniu dorastałyście. Rodziny przede wszystkim, i znajomych (szkolnych, nie szkolnych).
Nie dajcie sobie cierpieć za innych. Inni nie są warci Waszego cierpienia.
Wierzę, że wszystkie tutaj jesteście jak nieoszlifowane diamenty, ale od Was zależy kto i czy w ogóle - wykrzesa z Was coś, KOGOŚ naprawdę wartościowego, szczęśliwego człowieka...
Mocno wierzę w to, że nasza wrażliwość to dar.
Przyniosła i pewnie przynosi nadal wiele złego, ale można to zmienić [trzeba spróbować]; i czerpać z niej, co najlepsze. Cieszyć się sobą, innymi i całym swoim życiem.
Osobiście zaczynam psychoterapię od stycznia 2011, albo po sesji w połowie lutego.
Mój post nie jest reklamą psychoterapii, nie każdego na nią stać, trudno także znaleźć odpowiedniego psychoterapeutę... Porównania psychoterapii z wizytowaniem psychologa nie mam, ale sądzę, że terapia jest lepsza, jest dogłębna. Jest też bardziej systematyczna, odbywa się w równych odstępach czasu, jest, jak powiedziała moja przyszła terapeutka, długotrwałą operacją duszy.
Chciałam przede wszystkim rzucić światło na to [powtarzam się] jak ważna jest przeszłość, jak waży na teraźniejszości, jak ją zmienia, często deformuje... I że trzeba do niej zajrzeć, żeby pozbyć się, wspominałam już, czarnego płaszcza. Trudno widzieć w nim jakiekolwiek zalety... A jeśli ktoś widzi w nim zalety, to z przykrością trzeba mu uświadomić, że wiedzie i będzie wiódł życie, yh, niczym Neo w Matrixie? Nie będzie należał do tego świata. Źle myśli, pokrętnie myśli.
Płyta się kończy, na koniec "Death" zremixowany przez Crystal Castles
Często imponują mi tacy artyści - że robią to co kochają i że robią to dobrze - wiem też wystarczająco dobitnie, że nieszczęśliwy człowiek nic nie stworzy, depresja hamuje rozwój (depresję powoduje także nadmierne przesiadywanie przed komputerem, od paru miesięcy mam chęć usunięcia wszelkich kont, profili, odłączenie się od tego całego internetowego gówna, bo i tak robię codziennie to samo, żadnych zmian i efektów; ale nie potrafię; może kiedyś będę silniejsza, aby chociaż stosownie ograniczyć...),
a jako że jestem nie jedyną tutaj osobą z aspiracjami do Sztuki, wyznającą zasadę "Życie krótkie, sztuka długotrwała", zakończę słowami, że najważniejsze są dla mnie harmonia, miłość i samorealizacja.
Teraz, dziś, chcę być sławna. Chcę, żeby kiedyś mnie pamiętano.
Ale co z tego. Przemożne uwielbienie sławnych osób (Courtney) oraz pragnienie bycia jedną z nich - świadczy przede wszystkim o niskim poczuciu własnej wartości. [Naczytałam się trochę książek, gazet o tematyce psychologicznej]. Nie tędy droga. To chciałam jeszcze dodać w świetle tego wątku i tego forum w ogóle.
Chciałabym kiedyś myśleć inaczej - a raczej w ogóle nie myśleć o tym, że chcę być sławna - po prostu chcę robić to co kocham, chcę umieć pracować na sukces, chcę mieć z tego satysfakcję, i żeby nic więcej w tej kwestii się nie liczyło, żadnych złych śladów przeszłości, tylko TERAZ, a w nim ja i ludzie, z którymi rozumiem się, których znam, lubię, kocham. Żadnych słabości - a jeśli już, to słabości zwyczajnych, życiowych, nie takich które ciążą na człowieku, które są albo świeżymi ranami, albo rozdrapywanymi ranami, albo nie mogącymi zagoić się ranami, albo też bliznami - ale to jest wszystko to samo, rany, blizny widać tak samo mocno. Trzeba je pokochać, nie wstydzić się, nie zakrywać ich. Ukrywane wady widać jeszcze bardziej.
Pokochać siebie, polubić - za wady i zalety - ale bez udawania; na serio.
|
|
|
|
|
|
|
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa) |
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|