Autor |
Wiadomość |
|
Wysłany: Czw 9:48, 13 Maj 2010
|
Chciałabym podzielić się z wami swoją prześladującą, paranoiczną myślą, jako że - myślę sobie, że płyta byłaby bardziej spójna, gdyby Skinny Little Bitch było po Honey, trzecie, a nie po NB, drugie. Bo to jakiś taki za duży kontrast ;s
Honey jest o przetrwaniu, sile - i wtedy mogłoby nastąpić SLB, w klimacie typowo Courtneyowym ;s A wiemy wszyscy, że Courtney to siła i przetrwanie.
^^* |
|
|
|
Wysłany: Czw 10:02, 29 Kwi 2010
|
Cytat: |
No bo to jest tak... Courtney kocham, kocham tę pojebaną kobietę niezależnie od tego co wyprawia z sobą i co muzycznie sobą zaprezentuje, ale to co mnie zawsze przy niej trzymało to takie właśnie riotowe fuck you, a teraz jak się zamienia w Dylana... Sorry, od Dylana to ja mam Dylana. No, tak to widzę. Po prostu mi to mniej leży. |
Akurat Courtney to nie aż taki dylan.
Dalej faka pokaże w muzie, a jak nie to w życiu, słowach.
Ale rozumiem, bo tak samo się poczułam, gdy Manson zbrzydł, HIM zrobił kupę popa, a Chylinska, która nigdy nie miała jakiegoś wielkiego talentu muzycznego, ale była jedyną polską taką prawdziwą rock komercja, [właśnie trochę z court mi się kiedyś kojarzyła, ] a stała się niczym.
Na szczęście przy Courtney aż tak tego nie odczuwam.
Bo Courtney została autentyczna.
A np. Chylińska - nie.
W ogóle nie powinno się ich porównywać, to tak jakby porównać Jolę Rutowicz do Mansona...
Za dużo tych rozczarowań muzycznych na świecie.
Żałuję chyba, że nie urodziłam się w '82, wtedy bym lepiej przeżywała Mensony, Nirvany i ...Hole.
A może nie.
Ale rozumiem Twój ból. Hehe. Choć u mnie to osiąga czasem rozmiary wk*rwienia. |
|
|
|
Wysłany: Wto 19:25, 27 Kwi 2010
|
Courtney to COURTNEY i dla mnie zawsze będzie to inteligentna osoba i inteligentna muzyka mimo reakcji typu:
pieprzcie się snoby. courtney mi pomogła w pewnym procencie. |
|
|
|
Wysłany: Wto 19:08, 27 Kwi 2010
|
[administrator sieje grozę]
No bo to jest tak... Courtney kocham, kocham tę pojebaną kobietę niezależnie od tego co wyprawia z sobą i co muzycznie sobą zaprezentuje, ale to co mnie zawsze przy niej trzymało to takie właśnie riotowe fuck you, a teraz jak się zamienia w Dylana... Sorry, od Dylana to ja mam Dylana. No, tak to widzę. Po prostu mi to mniej leży.
Ale wiecie, wiecie, Courtney jest spox |
|
|
|
Wysłany: Wto 19:01, 27 Kwi 2010
|
ej przestań, przez jedną płytą masz nie być "prawdziwą fanką" ważne że czujesz inne rzeczy bardziej. np. ja nie do końca ogarniam pretty oti, a z tego co wiem, to ty uywielbiasz tę płytę. każdy ma inny gust, każdemu co innego pasuje. gdyby courtney do wszystkich swoich fanów trafiła nową płytą, to by chyba musiała zostać wyniesiona na ołtarze... |
|
|
|
Wysłany: Wto 18:49, 27 Kwi 2010
|
Hmmm... Wniosek z tego, że ja chyba nie jestem taką do konca tró fanką Court Ale nie chcę siebie oszukiwać, ta płyta nie urwała mi dupy i tyle no. Wolę starsze nagrania, aczkolwiek cieszę się, że wydała ND, bo generalnie nie jest to płyta zła, jest to płyta dobra... Trzy kawałki uważam za zajebiste, reszta ujdzie.
A z tą autentycznością... Ok, zgadzam się, ale... Uch, ta płyta po prostu nie rusza mnie jak chociażby samo jedno Doll Parts.
Ło matko, czuję się gorsza od Was, bo nie wczuwam się :< |
|
|
|
Wysłany: Wto 18:05, 27 Kwi 2010
|
No tak, to nie jest to co na Pretty, to też nie jest to, co na Live, do Celebrity też nie do końca pasuje... więc na pewno ta płyta żyje swoim życiem, ma swojego ducha i niepowtarzalność. Są na pewno elementy wtórne typu akord, te echa... i to jest chyba w porządku, że nie próbowała zrobić kopii czegoś co było uwielbiane. "Nagram drugie live through this dla zajebistości". Z tego się bardzo cieszę, bo tak jak viola pisze- jest autentyczna. matko, to właśnie w niej kocham - szczerość i masę emocji, czy na pretty czy na as. te kontrasty, sprzeczności, skrajności.
Kocham podśpiewywać początek Loser Dust jak ktoś "zajebisty" działa mi na nerwy.
Kocham Samanthę kiedy mam jakieś tam siły witalne, kiedy czuję się lepiej pod wzgledem psychiki.
Skinny little bitch prawie codziennie mi się nasuwa na myśl, to wszystko wymaga sytuacji. to jest właśnie autentyczność, którą ktoś przeżył za oceanem i spisał w postaci treściwej piosenki dla innych. to już nie "julian, jestem od ciebie trochę starsza" |
|
|
|
Wysłany: Wto 16:10, 27 Kwi 2010
|
Ten cały testament jest dla mnie zbyt dosłowny.
Ja nie czuję jej jak na pierwszej płycie Hole. Może jakieś echa, nic więcej. |
|
|
|
Wysłany: Wto 11:14, 27 Kwi 2010
|
Babydoll, mi się raczej wydaje, że jej muzyka zawsze miała w sobie coś dramatycznego. A, że pani Love [Michelle] się uspokoiła - piszecie, że to normalne w tym wieku, ja raczej bym nie patrzyła na wiek, tylko doświadczenie, to nie zawsze idzie ze soba w parze - to dlatego to ma bardziej monotonny wydźwięk. Ale dalej mamy courtneyowski styl. Może nie w technice, ale ja dalej czuję ją, tak jak na pierwszej płycie Hole. Courtney nie potrafi udawać, fałszować się. Nawet jeśli wali komercję. Może dlatego jest artystką, gwiazdą.
Takie coś też musi mieć miejsce.
Każda gwiazda chyba przechodzi coś takiego. Znaczy się, nie chyba, tylko na pewno.
I teraz - czemu się zabiłeś Kurcie?
Chciałeś od tego uciec, tak?
A Courtney...?
Nie, ona zrobi, to co czuje. Nie boi się.
I...
zgarnie trochę kasy przy okazji. muehahahe.
No, bo czemu nie, jak ma się długi?
***
Tak na prawdę to rozumiem tych wszystkich artystów.
Rozumiem WYPALENIE. |
|
|
|
Wysłany: Nie 9:32, 25 Kwi 2010
|
może dlatego to ostatnia płyta... muzyczny testament? |
|
|
|
Wysłany: Sob 22:38, 24 Kwi 2010
|
Mi nie chodzi o to, żeby zaczęła powtarzać cyrk jak na AS, ale na boga, niemal każda z tych piosenek brzmi jak jakiś cholerny testament. Z jej tekstów wyłazi frustracja, to chyba najbardziej czuję. Refleksje nad tym, że jednak nie może mieć wszystkiego, że jednak nie daje rady. Nie jest już taka hop-siup i do przodu jak za młodych lat, to normalne, przecież się starzeje, ale chyba nie każdy starzejący się człowiek musi tworzyć muzykę jakby stał nad własnym grobem... Strasznie smutno mi się robi jak słucham tej płyty. |
|
|
|
Wysłany: Sob 16:39, 24 Kwi 2010
|
Hmmmm... Czemu ciągle piszecie, że jest słabsza? |
|
|
|
Wysłany: Sob 13:21, 24 Kwi 2010
|
wiesz co powiem - jasne, czasy riotowe, buntownicze były czymś świetnym i nietypowym, stanowiły o jej mocy... no ale kurcze, od ostatniej płyty hole minęło 13 lat (od live tt jeszcze więcej), więc trudno by było żeby courtney była taka sama a wieku 35 lat i 47. zwraca teraz uwagę na co innego, jej świat zdążył się wywrócić do góry nogami parę razy. na pewno słucha czego innego, co innego ma na nią wpływ... gusta muzyczne też się zmieniają.
This record was cathartic.
fajniej by było jakby może nagrała riotową płytę, ale jeśli to miałoby wyjść sztucznie i na siłę, to lepiej jest jak jest teraz. Niech będzie sobą, po prostu. A widać że jest słabsza niż kiedyś.
But I won't drink before I go onstage anymore.
No, to też może mieć wpływ na tę zmianę... bez narkotyków, niewiele alkoholu itd. itp.
Z resztą pamiętam jak w Machinie pisali, ze ona jest nowym Dylanem haha. |
|
|
|
Wysłany: Pią 22:53, 23 Kwi 2010
|
Jezu, Court tu śpiewa jakby miała za chwilę umrzeć... Ale podoba mi się, jak zaczyna śpiewać wyżej, znaczy drzeć się.
Kurdę, trochę to wszystko za bardzo na jedną modłę... Wszystko unurzane w smutku, tęsknocie jakiejś, nie wiem... Aż tak jest z nią źle? Kim ona chce być, Bobem Dylanem pomieszanym z Johnny'm Cash'em? Ok, ma swoje lata, ale nie ma w niej już ani krzty jakiejś zadziorności, znaczy w jej muzyce i tekstach nawet, przynajmniej ja tego nie czuję, jakby tamta silna, riotowa Courtney to była jakaś inna osoba. Tak, wiem, ludzie się zmieniają. Po prostu... Ah, szkoda mi jej trochę. |
|
|
|
Wysłany: Pią 20:11, 23 Kwi 2010
|
Dzięka za link do Happy Ending Story, posłucham sobie jako przedsmak przed płytą. Nadal jeszcze nie odsłuchałam. Jeszcze kilka dni * . * |
|
|